środa, 23 marca 2016

Wsiąść do pociągu byle jakiego....

No właśnie. Pociąg. Temat chyba nr 1 u nas w domu. Są wszędzie. Tory i ciuchcie. Łatwo sie potknąć o jakąś kolejkę nie tylko w pokoju synka ale i we własnej sypialni ;). Albo wykopać jakąś lokomotywę na kilometr w nocy udając się na siusiu 😂.
Czasami mi sie zdarza,że nie ogarniam. Wszystkiego. Mam ochotę ot tak rzucić wszystko w cholerę, wsiąść do takiego pociągu i pojechać gdzieś na koniec świata. Nic nie mieć na głowie, nie myśleć pomiędzy jednym a drugim praniem co wstawić na obiad, obudzić się jak kiedyś beztrosko i nie musieć NIC.
Ale czy rzeczywiście tego chcę? Czy tak na prawdę kiedyś było tak beztrosko? Człowiek zawsze ma coś na głowie. Jako dziecko martwi się czy pogoda dopisze na  całodzienne ganianie po dworzu, potem w szkole sprawdziany, kolokwia i egzaminy na studiach, potem pierwsza praca a może i kolejna. I oby tak łaskawe nasze życie było by to były nasze "jedyne problemy".
Dlatego biorę się w garść i staram się czerpać z życia jak najwięcej radości. Bo czy nie jest wspaniale obudzić sie rano (szczegół, że po 4 h przerywanego snu 😂)i słyszeć tupot małych stopek biegnących pomiedzy rozrzuconymi lokomotywami i okrzyk radości "Mama, mama nie poszła do pracy!" Więc w gruncie rzeczy wcale mi się do tego pociągu nie chce wsiąść. Wystarczy, że zamknę oczy i myślami jestem na końcu świata, a po 5 minutach mam tę swoją rzeczywistość i prawdziwe łapki obejmujące mnie i ten słodki głosik, który po raz tysięczny mówi "teraz mama" a ja po raz tysięczny spełniam tę jego prośbę, bo jednak nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, jak dawniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz